Na szkoleniu z organizacji pracy dowiedziałam
się, że zadania można podzielić na ważne i nieważne, a także pilne i niepilne. Ustawiając
ważność na osi pionowej, a pilność na poziomej otrzymujemy „kwadrant
zarządzania własnym czasem”. Jest na ten temat wiele artykułów w sieci, więc
nie będę tu pisać kolejnego. Podsyłam link, który moim zdaniem bardzo przystępnie
opisuje ten kwadrant i co mi się podoba, autor nie odrzuca żadnej z ćwiartek (a
z tym się już spotkałam nie raz) - http://zajaczkowski.org/2009/05/29/wazne-i-pilne/.
W moim artykule chciałam zwrócić uwagę na pytania: co to znaczy ważne?, co to
znaczy pilne?
Gdy mamy problem z czasem i chcemy pomóc sobie
kwadrantem zaczynamy po prostu od wypisania zadań jakie mamy do wykonania.
Potem nadajemy im statusy: ważne/nieważne oraz pilne/niepilne. Następnie wpisujemy zadania do odpowiednich kwadratów i sprawa wydaje się dalej już łatwa. Tylko dlaczego po
kilku dniach mamy wrażenie, że znowu jesteśmy w tym samym miejscu? Dlaczego
mamy wielką ochotę usiąść jeszcze raz do kwadrantu i zrobić go od początku?
W którym momencie zrobiliśmy błąd? Jak to zrobić, by tym razem się udało?
Przyczyny, wg mnie, mogą być trzy:
1/ nadając wagi ważny/pilny przykładaliśmy nie
swoje priorytety,
2/ w ciągu tych kilku dni nasze priorytety się
zmieniły i kwadrant jest już nieaktualny,
3/ przydzielając wagi
kierujemy się zasadami zamiast priorytetami.
Przyjrzyjmy się im po kolei.
Pierwszy punkt: jak priorytety innych wpływają na
nasze decyzje?
Jest takie przysłowie: punkt widzenia zależy
od punktu siedzenia. Odnosząc je do pracy: to co jest ważne/pilne dla
naszego szefa nie zawsze jest najważniejsze/ najpilniejsze dla nas. Bo czy
raport jest rzeczywiście istotny wobec zagrożenia terminu u klienta? Dla
mnie klient jest najważniejszt i wolę oberwać za brak raportu niż zawalenie
projektu. Dla mojego szefa to raport jest ważniejszy - póki nie musi tłumaczyć
się z problemów w projekcie.
Inna sytuacja: odbyłam nieciekawą rozmowę z Jackiem,
który narzekał na zbyt słaby komputer. Co prawda on zawsze gderał, ale rzeczywiście
dawno zmian u niego nie było. Temat warty sprawdzenia, bo jego odejście może
być bardzo kosztowne. W drodze do swojego biurka spotkałam Martę z sąsiedniego
zespołu. Bardzo ją lubię, a że jest osobą ekspresyjną to szybko zajęła mi głowę
swoimi opowieściami. Jedna z nich dotyczyła problemu w raporcie, z którym ja uporałam
się jakiś czas temu. Po szczegóły muszę jednak zajrzeć głębiej i poświęcić trochę
czasu na szukanie obejścia. I tak w niezauważalny sposób problem sprzętu Jacka
zszedł na dalszy plan.
Dobrze jest pomagać ludziom. Tylko kto
wykonuje naszą pracę, gdy my pracujemy za innych?
Przyjrzyjmy się też drugiej przyczynie –
zmiany priorytetów w czasie. Dla ułatwienia weźmy te same dwa przypadki.
Problem klienta został rozwiązany, za brak raportu
oberwaliśmy niewielką burę. Tydzień później kolejny raport do oddania, a klient
dzwoni, że chciałby dodatkowo jakąś poprawkę w ramach rekompensaty za wcześniejsze
problemy. Ogólna zasada się nie zmieniła: klient jest najważniejszy. Ale czy
jego problem jest dla nas teraz najpilniejszy? Brak kolejnego raportu może być
odebrany jako ukrywanie dużych błędów. Szybko stracimy zaufanie przełożonych, a odbudowanie go potrwa długo. Jeżeli do tej pory klient zawsze był na
pierwszym miejscu to dzień czekania raczej nie zmieni jego nastawienia.
I drugi przypadek: tydzień później ten sam
problem z raportem ma Darek, szef sąsiedniego zespołu. Jednak tym razem chodzi
o raport premiowy. Nasz zespół ma już obiecaną premię, ale jej wypłata nastąpi
dopiero po dostarczeniu do dyrekcji raportów od wszystkich kierowników. Pomoc
Darkowi oznacza premie dla zespołu jeszcze w tym miesiącu.
Bardzo podobne sytuacje. Tym razem pomoc
innym powinna dostać wyższe noty.
I trzecia przyczyna: kierowanie się podczas kolejkowania zadań zasadami,
a nie priorytetami. Błąd jest bardzo podobny do nie
uwzględniania zmiany czasu przedstawionego w poprzednim akapicie. Jeżeli zasady
„klient ma zawsze rację”, „rodzina jest na pierwszym miejscu” itp. powodują, że
cokolwiek z nimi związanego jest na pierwszym miejscu to mamy do czynienia z
sytuacją, gdy krótkofalowo jest OK, ale długofalowo zagraża najważniejszym dla
nas priorytetom. Mamy do wyboru: raport dla szefa i zakup kurtek dla dzieci.
Zgodnie z zasadą „rodzina najważniejsza” wybieramy to drugie. Ale w wyniku
braku raportu tracimy pracę i wtedy najbardziej traci właśnie rodzina. Zasady
są potrzebne, bo wyznaczają standardy. Ale życie czasem wymusza pójście w
skrajności.
Kiedyś zastanawiałam się jakie przyjąć zasady
co do jadania w McDonaldzie. Wg wielu jest tam jedzenie niezdrowe, kaloryczne,
gazowane itp. Z drugiej strony są też wielkie uśmiechy dzieciaków, gdy słyszą o
restauracji pod złotymi łukami. Gdy jestem w podróży albo załatwiam tysiąc
spraw jednego dnia to McChicken z frytkami jest najlepszym wyjściem dla
wszystkich. Dzieciaki z uśmiechem pomagają nieść torby, nie są głodne, więc nie
marudzą, a ja załatwiam nie tysiąc, a dwa tysiące zadań z listy.
Ale jeżeli tydzień wcześniej też jedliśmy w
McDonaldzie? I dwa tygodnie temu również? Ta sama sytuacja, ale tym razem nie
chodzi o jedną wizytę, ale zmianę standardu jedzenia w rodzinie.
Nasze życie składa się z wielu pojedynczych
działań. Wiele z nich może otrzymać wagę ważne czy pilne. Ale tak naprawdę
chodzi o to, by na koniec móc uśmiechnąć się do lustra.