poniedziałek, 29 października 2012

Czy bycie szefem dobrym dla ludzi jest dobre?

Bycie szefem dobrym dla ludzi jest … dobre dla ludzi. Jak ludzie czują się dobrze to ... dobrze pracują. Jak ludzie dobrze pracują to ... szef ma dobrze. Ale bycie dobrym dla ludzi wcale nie jest łatwe.

Kiedy człowiek przychodzi z problemem to oczekuje miłego słowa, zainteresowania nim, jego sprawą, rady, czasu, uwagi lub po prostu pobycia z nim w tym ciężkim dla niego momencie. A co robił szef chwilę wcześniej? Sam był w takim stanie, bo przecież problemów ma mnóstwo, a to z pracownikiem Robertem, a to z kierownikiem Markiem, a to z innym dyrektorem Adamem, a nawet ze swoim szefem, który jak nie wymyśla nowych wyzwań to podkręca stare. A poza pracą też ma dom i prywatne problemy. Ale kiedy przychodzi pracownik z dylematem to musi to wszystko odłożyć na bok.

Nie zawsze uda się „przełączyć na drugiego człowieka” w czasie jaki zajmuje pracownikowi zamknięcie drzwi. W takiej sytuacji najczęściej przyznaję, że jeszcze mam poprzedni temat w głowie i proszę rozmówcę o powtórzenie wprowadzenia. Jeżeli zrobię to umiejętnie to pracownik nie traktuje tego jako olanie tematu (no bo nie słucham), ale wręcz przeciwnie - widzi, że zależy mi na zrozumieniu sprawy.

Niektóre tematy nie są ani łatwe, ani mało skomplikowane, a do tego często czas na rozmowę nie jest najlepszy. I tu wybieramy gdzie stracimy najmniej – zawalając termin pilnego zadania (najczęściej jest to zadanie pilne, ale wcale nie tak ważne), czy ryzykując długofalową jakość pracy podwładnego decydujemy, że problem nie jest wcale taki ogromny i pilny jak się mu wydaje. Najlepiej jasno powiedzieć, że czasu nie mamy dużo i umówić się na inną godzinę albo poświęcić 10 minut na poznanie problemu i na podstawie tych informacji ustalić dogodny czas na szukanie rozwiązania. Oczywiście dla pracownika to jest największy i najpilniejszy problem w danym momencie i czasem trudno mu jest czekać. Ale dla nas dylemat pracownika jeszcze nie jest najważniejszy i bierzemy pod uwagę także inne tematy. Jak zapoznamy się z problemem to już może być inaczej…

Lubię ludziom pomagać, ale nie zawsze to robię. Kiedy działam wbrew sobie (tak naprawdę czuje, że nie chcę tego robić) to rzadko mi to wychodzi dobrze i ponoszę wtedy bardzo duże koszty energetyczne. Ludzie to wyczuwają, zaczynają się źle z tym czuć, a wtedy już praca nie idzie im najlepiej. Co robię w takiej sytuacji? Najczęściej przekierowuję temat do kogoś innego, np. do kolegi, który miał taki problem lub daję namiary na specjalistę. Pracownik nie jest zadowolony, bo jego oczekiwania były inne, ale gdybym zrobiła to na siłę, to w końcu jego złe samopoczucie było by jeszcze gorsze.

Mimo wielu chęci są dni, w których nie ma się w sobie przestrzeni na innych. Albo sami mamy jakiś wielki problem, który nas przygniata, albo jesteśmy mega zmęczeni, albo po prostu taki dzień. Ja mam tak regularnie ... bo jestem kobietą. Jednak by ludzie chcieli do nas przychodzić to kiepskie dni nie mogą być za często. Nie oznacza to, że musimy być w super kondycji przez pół roku. Jeżeli będziemy znajdować dla pracowników czas i chęci to ponad połowę problemów rozwiążemy chociażby z tego powodu, że będziemy na ich dylemat patrzeć z dystansu.

Jest takie powiedzenie: „dobro zawsze wraca”. Bycie dobrym się opłaca. Ale jest też drugie: „jak masz miękkie serce musisz mieć twardy tyłek”. I to też jest prawdziwe, bo schylając się nad człowiekiem wystawiamy co nieco do wygodnego kopniaka. Tyle, że ten kopniak najczęściej jest leciutki, bo dotyczy małych zawalonych przez nas rzeczy. Duże cele zespołu są osiągnięte, bo … pracownicy pracują dobrze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz