Nowe stanowisko wymusza skupienie uwagi na
cechach, jakie do tej pory nie były dla nas kluczowe. Jako administrator baz
danych ważna była dla mnie znajomość szczegółów technicznych, rozwijanie
szybkiego poznawania nowości. Będąc kierownikiem bardziej zwracałam uwagę na
pomoc podwładnym w ich rozwoju, w zdobywaniu nowych umiejętności. Na stanowisku
dyrektora zauważyłam, że jestem odpowiedzialna za to, by to nie pojedyncze
działania, ale system sprzyjał rozwojowi ludzi. Spoglądając na rodzinę zauważyłam, że podobny rozwój następował też tutaj.
Dla małych dzieci ważne były podstawowe
działania – czy szybko i sprawnie je przewijaliśmy, czy mleko miało odpowiednią
temperaturę, czy dobrze rozpoznawaliśmy przyczynę ich płaczu, itp. Gdy dzieci
podrosły zaczęło się układanie pięćdziesiąty raz tych samych klocków, coś jak
wdrażanie tych samych produktów, ale u innych klientów. Potem przyszedł czas na ich własne poznawanie
świata. I naszą rolą było stanąć z boku i wspierać ich w tym, nie podsadzać na
łóżko, ale usuwać przeszkody, by mogły bezpiecznie same wejść. To jest czas na
odkrywanie, że „ja mogę sam”.
W pracy jest podobnie. Początkowo skupiamy się
na pojedynczych działaniach, staramy się je planować, kontrolować każdy etap. Z
czasem zostawiamy podwładnym coraz więcej przestrzeni na samodzielne
działania. A gdy nowy pracownik już się oswoi to przychodzi z nowymi pomysłami
co można zmienić. I możemy mu powiedzieć, że „ten raport zawsze robiło się w
ten sposób” i zakończyć temat albo pozwolić mu go zrobić inaczej. Jeżeli
odkryje coś nowego to super, jeżeli nie to w przyszłości będzie lepiej znał
składowe tego raportu i będzie go robił szybciej.
Gdy dzieci poszły do szkoły doszły im
obowiązki wymagające dużej samodzielności. Wprowadzenie jasnych zasad ułatwiło
całej rodzinie funkcjonowanie, np. zaraz po szkole miały pół godziny wolnego, a
potem było odrabianie lekcji; lekcje miały być odrobione przed dodatkowym
angielskim, a odrabianie lekcji to nie tylko pisemna praca domowa, ale też
przeczytanie materiału z książki, itd. Wprowadzenie tych zasad miało im ułatwić
radzenie sobie z licznymi obowiązkami, których z czasem przybywało.
W rozrastającym się zespole też trzeba wprowadzić zasady trzymające stałe zachowania w wyznaczonych
ryzach. Inaczej ustalanie za każdym razem kto, co i jak wypełni nam przestrzeń i nie
będzie czasu na inne zadania. Jasne zasady pozwolą nie tylko wykonanie, ale też
kontrolę działań przełożyć na podwładnych, a samemu skupić się na nowych
zadaniach.
Wśród codziennych czynności dzieci uczą się kultury,
sposobu traktowania drugiego człowieka, szacunku do samego siebie, sposobu
zachowania w grupie itp. Tak samo jest w firmie. Tu kultura, która jest
niewidoczna, którą trudno ubrać w ramki decyduje o atmosferze pracy, o dobrym
lub złym samopoczuciu pracownika w firmie. Nie zwracamy na nią uwagi, ale
odczuwamy ją codziennie. I to ona często decyduje, że nowi ludzie chcą przyjść
do naszej firmy.
Rozwijająca się firma wymaga zmian tak jak
rodzina. Może najwygodniej jest nam na dole piramidy, gdzie wykonujemy
podstawowe czynności, ale ktoś musi umieć dojrzeć, że trochę wyrośliśmy z dotychczasowych
butów i czas na ich zmianę. A może już nie kolejna para adidasów, ale jakieś
botki są nam potrzebne? Może nie kolejny raport w excelu-u, ale porządne
narzędzie do raportowania?
Po to jest szef – by się przygotować na zmiany zanim
one się zaczną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz