wtorek, 26 marca 2013

Krytyk – a po … mi on?

Jedną z moich dewiz jest „każdy kij ma dwa końce”. Ale w stosunku do krytyka, którego mam w sobie, jakoś do tej pory nie potrafiłam znaleźć pozytywów. Krytykuje wszystko i wszystkich, a co najgorsze najbardziej mnie samą. Strasznie mnie wkurza. 
W ten weekend wszystko się zmieniło. Zatkało mnie i na razie trzyma. Mocno.

Krytyk czepia się wszystkiego, co tylko zauważy, że jest niedociągnięte, niedopięte, nie zrobione na czas, nie w taki sposób jak trzeba, nie w tym czasie co trzeba, nie w tej ilości, a płaszczyzn, w których się porusza jest ogrom. Co gorsza daje się we znaki dzieciom, mężowi, przyjaciołom, znajomym bliższym i dalszym, pracownikom, a nawet przełożonym. Wytyka wszystko co nie jest super. Ale jest taki wygodny, że sam nie wystawia się na strzał. Szepcze mi do ucha, kręci dziurę w brzuchu, aż wreszcie doprowadza mnie do ostateczności i wtedy wypalam z tekstem „Znowu nie zrobiłeś…”, „Dlaczego tu nie ma…”. Drugi człowiek się denerwuje, złości na mnie, najgorzej gdy się zamyka i nic nie mówi. I co? Kto jest ten zły? Krytyk? Nieeee, ja. A we wszystkich gazetach piszą, że mam go jeszcze polubić. Ale jak?

Na PROGESSTERON-ie dowiedziałam się jak. Okazało się, że Krytyk jest dobry. Że te wszystkie podszepty dotyczą naszych potrzeb, które nieświadomie odrzucamy. I on woła w ich imieniu o pomoc. Jedyny mankament to taki, że nie umie tego robić w inny sposób. Ja zawsze mam sobie do zarzucenia, że nie jestem tip-top. A to zapominam pomalować rzęs, w raporcie nie wyróżniam tytułu, a to cytat napiszę brzydko, a to w mailu brak podpisu, itd. Zawsze znajdę coś nie tak. I w weekend odkryłam niesamowitą rzecz. Ten krytyk cały czas mi pokazuje, że ja tak naprawdę nie chcę iść zgodnie z szablonem, że tym sposobem się buntuję przeciwko dopasowaniu się do ramek wyznaczonych przez media, innych ludzi, otoczenie. Pewnie dlatego skończyłam Politechnikę, w zespole ponad 90% zawsze stanowili faceci, a rozwiązania jakie w nim stosowałam nie przystawały do reszty firmy. A że wyniki były bardzo dobre to się mnie nie czepiali. 

Teraz siedzę i piję kawę razem z moim Krytykiem. Oczywiście krytykuje ten artykuł, przyczepia się do słów, zdań, nawet całych akapitów. Ale ja już się nie wkurzam. Skoro twierdzi, że coś trzeba poprawić, to pewnie ma rację. 
A może u innych jest tak samo? Może nie wykonują moich poleceń, bo nie pozwala na to ich Krytyk? Może mają inne prace, ale boją się o tym powiedzieć? Może szkolenie z asertywności rozwiąże problem terminowości? A może zbyt duża asertywność wynika z braku wiedzy o strategii? Może gdy poczują się częścią celu, sami będą szukać nowych rozwiązań

Może, może, może... A może zaproszę Krytyków Innych na kawę? Ale będzie burza!!!


1 komentarz:

  1. Dziś zabierz swojego krytyka i wpadnij do mojego .Po Twoim dzisiejszym wpisie stanowczo mi lepiej...:)

    OdpowiedzUsuń