W skład zespołu wchodzi kilku wieloletnich pracowników. Dużo razem przeszliśmy. Znamy się „jak łyse konie”. Możemy na sobie polegać, zawsze liczyć na pomoc, rozumiemy się bez słów. Dosłownie. Przebywając razem wiele lat wypracowaliśmy wspólny słownik rozumiany identycznie przez wszystkich. Nie trzeba już tłumaczyć co kto rozumie pod danym pojęciem. Ukształtowaliśmy je razem. Omówienie trudnej sytuacji zajmuje niedużo czasu, bo wiemy, które ścieżki nie są „naszymi”, które rozwiązania nie są zgodne z morale zespołu, a gdzie mamy szansę wykorzystać atuty indywidualne lub grupy. Znamy nasze mocne i słabe strony. Nie tylko każdy siebie, ale też nawzajem. Nauczyliśmy się uzupełniać. Tyle wiemy o sobie, że wystarczy tylko „jest OK”, „zgadzam się”, „to mi nie pasuje”, „wchodzę”, „nie wchodzę”, „dam radę” itp. i od razu wiemy co to znaczy. Gdy ktoś mówi "nie" to widać ma naprawdę ważny powód. Gdy potrzebuje pogadać, zawsze znajdzie pomoc. Gdy ma nadwyżkę sił, czasu, pomoże temu, komu brakuje.
Teraz odwrócę sytuację. To ja jestem tą nową. Mówię wyraźnie, jasno, w zamian dostaję szczątki informacji. Nikt nie ma czasu mi wyjaśnić rzeczy dla mnie nowych, bo "przecież to wiadome". Nazywam swoje mocne i słabe strony, bo po co tracić czas na dochodzenie prawdy, która i tak wyjdzie na jaw. Z drugiej strony dostaję tylko informację o atutach, i to tych najbardziej widocznych. Wiem, że poznanie się wymaga czasu. Tylko, że do tej pory zawsze się dogadywałam, więc w czym tym razem jest problem?
Komunikacja wymaga czasu i ciągłego ćwiczenia. Sprawdzania spójności pojęć. Poddawania wątpliwościom czy dotychczasowe definicje są nadal aktualne. Zmiana zespołu, grupy projektowej, pracy jest świetnym sprawdzeniem naszych umiejętności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz