Nazwanie własnych potrzeb nie jest
wcale łatwe. Zdarza się, że je mylimy z marzeniami albo z „najlepszymi”
rozwiązaniami. Ja przed podjęciem decyzji najpierw rozważam jakie są
możliwości, a potem zadaję pytanie „Którą najlepiej wybrać?”. Tak
przedstawiona kwestia zwraca jednak uwagę tylko na plusy i minusy poszczególnych
rozwiązań. Nie daje informacji dotyczącej „Czego ja chcę?” Tutaj odpowiedź często wskazuje na
jeden z moich dalekosiężnych celów. Natomiast „Czego potrzebuję?” zwraca uwagę na to, czego mi brakuje, by ruszyć z miejsca, w którym jestem.
Tego typu rozważania możemy prowadzić w
odniesieniu do innych: podwładnych, przełożonych, osób na równoległych
stanowiskach. Im też się zdarza mylić marzenia z potrzebami. Jeżeli np. w
firmie mamy dwa rodzaje klientów: dojne krowy i gwiazdy (macierz BCG) to przełożeni
najwięcej uwagi poświęcają tym drugim. Jednak to wcale nie oznacza, że długoletnim,
sprawdzonym klientom możemy przeznaczać mniej uwagi niż dotychczas. Tak naprawdę, gdy zdobędziemy nową gwiazdę, dostaniemy pochwałę, ale gdy stracimy dojną krowę, stracimy pracę. Nowi,
przebojowi klienci to marzenia zarządu, a żywiciele organizacji to potrzeba firmy.Gdy czyjaś potrzeba nie jest zaspokojona, pojawia się nieprzyjemne uczucie, czy to po naszej czy innych stronie. Gdy to odkryjemy, musimy się zastanowić, co by ją zaspokoiło i gdzie to znaleźć. A następnie powiedzieć o naszych odkryciach i … zacząć działać. Bo nikt nie zadba o nasze potrzeby lepiej niż my sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz