poniedziałek, 31 grudnia 2012

Życzenia Noworoczne

Przed nami kolejny rok wyzwań, zmagań, projektów i planów. I z tej okazji życzę wszystkim:

Wielu odważnych marzeń,
Życia pełnego wydarzeń,
Udanych biznesplanów,
Realizacji własnych planów,
Poczucia szczęścia na szczycie,
Porażek szczęśliwe przeżycie,
Wytrwania w postanowieniach,
Porządku w przypomnieniach,
I wielu innych dobrych akcentów,
W tym odkrycia nowych talentów.
A przez cały Nowy Rok uśmiechu,
Z postanowieniem, by nie przeżywać ważnych chwil w pośpiechu.

 Szczęśliwego Nowego Roku ;-)))

sobota, 29 grudnia 2012

Kiedy czujemy satysfakcję?

Gdy uda nam się skończyć jakieś zadanie czy projekt pojawia się uczucie satysfakcji. Każdy sukces może nam ją przynieść. Duży dużą, mały mniejszą, ale są też sytuacje, gdy możemy ją przeoczyć. Np. gdy rzucamy się w kolejne zadanie, projekt, działanie, nie zostawiając sobie czasu na chwilę zatrzymania.

Celem chodzenia w góry jest zdobywanie szczytów. Jednak to nie szczyt jest miejscem, gdzie odczuwam największą satysfakcję, gdzie mam najwięcej w sobie pozytywnych emocji. Najlepiej czuję się tuż pod szczytem, gdy kończy się wysiłek, gdy nagrodę już widać, choć jeszcze jej nie dotknęłam, gdy cały odpoczynek jest jeszcze przede mną. Wiem też, że za chwilę odpocznę. Na szczycie siadam i delektuję widokiem, a najbardziej zwycięstwem nad własnym zmęczeniem. I przedłużam tę chwilę jak tylko mogę.
Tak samo jest w pracy. Koniec projektu zaczyna się chwilę przed ostatnimi zadaniami, gdy jeszcze czuć w pełni ducha zespołu, gdy wszyscy przeżywają wspólnie kulminację pracy. Wtedy zaczyna się najlepszy czas. I od nas zależy jak długo będzie trwał. Czy tylko przez okres ostatnich zadań czy może do zamknięcia imprezy kończącej projekt. Celebracja finału to utrwalenie odczuć z projektu, wspomnień chwil, gdy pokonywaliśmy największe problemy, gdy siła zespołu okazywała się mega mocna. To czas ładowania akumulatorów na następne projekty. Bo zanim zbudujemy poczucie jedności w zespole, zanim osiągniemy pierwsze sukcesy w nowym projekcie siłę bierzemy ze wspomnień z poprzednich wspólnych zadań, z chęci poczucia znowu tej jedności i wspólnoty. Dlatego tak ważne jest, by zostawić czas na celebrację, na podsumowanie. Niezależnie jaki to był projekt i czy dotyczył pracy czy życia osobistego.

Ja właśnie taki przeżywam. Po wielodniowych przygotowywaniach świąt na kilkanaście osób, gotowaniu, pieczeniu, krojeniu teraz jest czas na delektowanie się wspomnieniami, jedzeniem resztek, czyszczeniem lodówki. Ktoś nieźle wymyślił, że jeszcze mam kilka dni do Sylwestra. Nie warto zaczynać wielkich przedsięwzięć, bo za chwilę znowu impreza, znowu przygotowania, znowu ważna chwila. I tak jest dobrze. Może właśnie dlatego te Święta są tak szczególne, że są blisko kolejnego okresu wolnego, ale się z nim nie stykają. To super czas na podsumowanie nie tylko Świąt, ale całego roku. Zatrzymajmy się i zastanówmy co warto zapamiętać z tego roku? Co było ważne? Jakie wspomnienie dodaje nam sił? Co nam się udało?

I zanim zabierzemy się za kolejne projekty/ zadania/ prace zamknijmy oczy i poczujmy satysfakcję z tego co właśnie zakończyliśmy. Zastanówmy się co było przyczyną sukcesu, co możemy wykorzystać w przyszłości. A jak już nabierzemy sił z werwą bierzmy się za kolejne wyzwania.

wtorek, 18 grudnia 2012

Jak układać życzenia świąteczne?

Idą Święta. Z tej okazji w firmach organizowane są spotkania świąteczne, składane są życzenia. Układając je bierzmy pod uwagę zarówno tradycje adresatów, ale też nasze przekonania. Bo życzenia powinny iść z serca i nie ranić.

Wychowałam się w miasteczku, gdzie oprócz katolików było wielu prawosławnych. Podobne zwyczaje, ale też mnóstwo różnic. I choć w mediach można było znaleźć wiele artykułów dotyczących walki o zachowanie odrębności, niekiedy bezpośrednio się zetknąć z niechęcia „innowierców”, to w życiu codziennym to byli zwykli ludzie. Mieszkałam z nimi przez płot, chodziłam do jednej klasy, jeździłam na wycieczki. Prawosławni święta obchodzili nie 24 grudnia, a 6 stycznia. W miasteczku było wiele rodzin, gdzie jeden z rodziców był katolikiem, a drugi prawosławnym. W ich domach Święta Bożego Narodzenia obchodzono dwa razy, w grudniu i w styczniu. Na stołach pojawiały się potrawy zgodne z jedną i drugą tradycją. Nikt nie robił afer w związku z tym, że 6-7 stycznia część dzieci nie przychodziła do szkoły. Życzenia wszystkim składaliśmy ostatniego dnia nauki przed Świętami, a dzieciom prawosławnym dodatkowo 5-go stycznia. My zazdrościliśmy im, że mają dwa razy wolne, a oni nam, że po Świętach nie musieliśmy nadrabiać zaległości.

Teraz żyję w dużym mieście. Osób innej wiary nie spotykam tak często, za to wielu takich, którzy nie wierzą w Boga. Dla nich święta oznaczają coś całkiem innego niż dla mnie, ale świąteczny nastrój udziela się wszystkim. Każdy jak tylko może spotyka się z rodziną, dzieci obdarzane są prezentami, składamy sobie życzenia. Nie wszyscy lubią to całe zamieszanie, przygotowania, ale w jakiś sposób w tym uczestniczą. I każdemu chyba sprawia przyjemność wielki uśmiech dzieci, ich otwarte usta ze zdziwienia, błysk w oku bliskiej osoby, szczere życzenia.
I to jest właśnie magia Świąt.

Kiedy składam życzenia Bożonarodzeniowe to myślę o tym czym są te Święta dla mnie. Który ich aspekt jest najważniejszy? Może w danym roku były choroby i wyjazdy, które powodowały, że z rodziną widziałam się dość rzadko. Teraz będzie okazja pobyć razem. Czy były jakieś nieporozumienia, które zostaną wyjaśnione przy wspólnym szykowaniu stołu? A może zmieniłam się na tyle, że muszę odnaleźć moje nowe „ja” w starej rodzinie? Kiedy życzenia zawierają ten najważniejszy dla mnie aspekt czuję, że płyną z serca, że trafiają do serc innych.
Inna grupa życzeń to te, które są układane nie ze względu na mnie, ale na innych. Gdy to ich sytuację biorę pod uwagę. To może być duża zmiana w zespole, pojawienie się wielu nowych ludzi, zmianę rynku, a także zmianę w ich sytuacjach życiowych, o których często wiem bardzo dużo. Życzenia przecież składamy jako znak, że nasza relacja coś znaczy. Nawet jeżeli jest biznesowa to bierze udział w niej druga osoba. To nie biznes, a człowiek jest adresatem naszych życzeń.

Niech te Święta będą czasem dla drugiego człowieka, niezależnie czy jest podwładnym, przełożonym, klientem czy panią sprzątaczką. Tego wszystkim życzę Wam z całego serca.

niedziela, 16 grudnia 2012

Dlaczego piszę teraz raz w tygodniu?

Grudzień to czas przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Wielu nazywa je najbardziej rodzinnymi w roku. Dla mnie też takie są.
Przygotowania zaczynam już na początku grudnia. Tak jak moja Mama zaczynam od wysprzątania każdej szafki. Coraz więcej słucham świątecznych utworów, śpiewam kolędy z dzieciakami. Opóźniam jak mogę strojenie domu, ale i tak pierwsze ozdoby pojawiają się już na początku grudnia. Choinka wysoka aż do sufitu pojawia się dopiero w ostatni weekend Adwentu. Przygotowywanie prezentów i ich pakowanie to znak, że tuż tuż jest Wigilia.
Jak pisałam rodzina jest dla mnie najważniejsza i chcę by te Święta były rzeczywiście najlepszymi w roku. To czas, gdy w mojej głowie jest mniej miejsca na myśli o zarządzaniu i dlatego w grudniu artykuły są raz w tygodniu. Najbliższy oczywiście będzie dotyczył Świąt :)

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Pułapki tematów ważnych i pilnych

Na szkoleniu z organizacji pracy dowiedziałam się, że zadania można podzielić na ważne i nieważne, a także pilne i niepilne. Ustawiając ważność na osi pionowej, a pilność na poziomej otrzymujemy „kwadrant zarządzania własnym czasem”. Jest na ten temat wiele artykułów w sieci, więc nie będę tu pisać kolejnego. Podsyłam link, który moim zdaniem bardzo przystępnie opisuje ten kwadrant i co mi się podoba, autor nie odrzuca żadnej z ćwiartek (a z tym się już spotkałam nie raz) - http://zajaczkowski.org/2009/05/29/wazne-i-pilne/
W moim artykule chciałam zwrócić uwagę na pytania: co to znaczy ważne?, co to znaczy pilne?

Gdy mamy problem z czasem i chcemy pomóc sobie kwadrantem zaczynamy po prostu od wypisania zadań jakie mamy do wykonania. Potem nadajemy im statusy: ważne/nieważne oraz pilne/niepilne. Następnie wpisujemy zadania do odpowiednich kwadratów i sprawa wydaje się dalej już łatwa. Tylko dlaczego po kilku dniach mamy wrażenie, że znowu jesteśmy w tym samym miejscu? Dlaczego mamy wielką ochotę usiąść jeszcze raz do kwadrantu i zrobić go od początku? W którym momencie zrobiliśmy błąd? Jak to zrobić, by tym razem się udało?

Przyczyny, wg mnie, mogą być trzy:
1/ nadając wagi ważny/pilny przykładaliśmy nie swoje priorytety,
2/ w ciągu tych kilku dni nasze priorytety się zmieniły i kwadrant jest już nieaktualny,
3/ przydzielając wagi kierujemy się zasadami zamiast priorytetami.
Przyjrzyjmy się im po kolei. 

Pierwszy punkt: jak priorytety innych wpływają na nasze decyzje?
Jest takie przysłowie: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Odnosząc je do pracy: to co jest ważne/pilne dla naszego szefa nie zawsze jest najważniejsze/ najpilniejsze dla nas. Bo czy raport jest rzeczywiście istotny wobec zagrożenia terminu u klienta? Dla mnie klient jest najważniejszt i wolę oberwać za brak raportu niż zawalenie projektu. Dla mojego szefa to raport jest ważniejszy - póki nie musi tłumaczyć się z problemów w projekcie.
Inna sytuacja: odbyłam nieciekawą rozmowę z Jackiem, który narzekał na zbyt słaby komputer. Co prawda on zawsze gderał, ale rzeczywiście dawno zmian u niego nie było. Temat warty sprawdzenia, bo jego odejście może być bardzo kosztowne. W drodze do swojego biurka spotkałam Martę z sąsiedniego zespołu. Bardzo ją lubię, a że jest osobą ekspresyjną to szybko zajęła mi głowę swoimi opowieściami. Jedna z nich dotyczyła problemu w raporcie, z którym ja uporałam się jakiś czas temu. Po szczegóły muszę jednak zajrzeć głębiej i poświęcić trochę czasu na szukanie obejścia. I tak w niezauważalny sposób problem sprzętu Jacka zszedł na dalszy plan.
Dobrze jest pomagać ludziom. Tylko kto wykonuje naszą pracę, gdy my pracujemy za innych?

Przyjrzyjmy się też drugiej przyczynie – zmiany priorytetów w czasie. Dla ułatwienia weźmy te same dwa przypadki.
Problem klienta został rozwiązany, za brak raportu oberwaliśmy niewielką burę. Tydzień później kolejny raport do oddania, a klient dzwoni, że chciałby dodatkowo jakąś poprawkę w ramach rekompensaty za wcześniejsze problemy. Ogólna zasada się nie zmieniła: klient jest najważniejszy. Ale czy jego problem jest dla nas teraz najpilniejszy? Brak kolejnego raportu może być odebrany jako ukrywanie dużych błędów. Szybko stracimy zaufanie przełożonych, a odbudowanie go potrwa długo. Jeżeli do tej pory klient zawsze był na pierwszym miejscu to dzień czekania raczej nie zmieni jego nastawienia.
I drugi przypadek: tydzień później ten sam problem z raportem ma Darek, szef sąsiedniego zespołu. Jednak tym razem chodzi o raport premiowy. Nasz zespół ma już obiecaną premię, ale jej wypłata nastąpi dopiero po dostarczeniu do dyrekcji raportów od wszystkich kierowników. Pomoc Darkowi oznacza premie dla zespołu jeszcze w tym miesiącu.
Bardzo podobne sytuacje. Tym razem pomoc innym powinna dostać wyższe noty.

I trzecia przyczyna: kierowanie się podczas kolejkowania zadań zasadami, a nie priorytetami. Błąd jest bardzo podobny do nie uwzględniania zmiany czasu przedstawionego w poprzednim akapicie. Jeżeli zasady „klient ma zawsze rację”, „rodzina jest na pierwszym miejscu” itp. powodują, że cokolwiek z nimi związanego jest na pierwszym miejscu to mamy do czynienia z sytuacją, gdy krótkofalowo jest OK, ale długofalowo zagraża najważniejszym dla nas priorytetom. Mamy do wyboru: raport dla szefa i zakup kurtek dla dzieci. Zgodnie z zasadą „rodzina najważniejsza” wybieramy to drugie. Ale w wyniku braku raportu tracimy pracę i wtedy najbardziej traci właśnie rodzina. Zasady są potrzebne, bo wyznaczają standardy. Ale życie czasem wymusza pójście w skrajności.
Kiedyś zastanawiałam się jakie przyjąć zasady co do jadania w McDonaldzie. Wg wielu jest tam jedzenie niezdrowe, kaloryczne, gazowane itp. Z drugiej strony są też wielkie uśmiechy dzieciaków, gdy słyszą o restauracji pod złotymi łukami. Gdy jestem w podróży albo załatwiam tysiąc spraw jednego dnia to McChicken z frytkami jest najlepszym wyjściem dla wszystkich. Dzieciaki z uśmiechem pomagają nieść torby, nie są głodne, więc nie marudzą, a ja załatwiam nie tysiąc, a dwa tysiące zadań z listy.
Ale jeżeli tydzień wcześniej też jedliśmy w McDonaldzie? I dwa tygodnie temu również? Ta sama sytuacja, ale tym razem nie chodzi o jedną wizytę, ale zmianę standardu jedzenia w rodzinie.

Nasze życie składa się z wielu pojedynczych działań. Wiele z nich może otrzymać wagę ważne czy pilne. Ale tak naprawdę chodzi o to, by na koniec móc uśmiechnąć się do lustra.

wtorek, 4 grudnia 2012

Dlaczego kobieta-matka jest dobrym pracownikiem?

Aby odpowiedzieć na to pytanie zdefiniuję pojęcie „dobry pracownik”. Dla mnie to osoba, która wykonuje prace w wyznaczonym czasie, optymalizuje swoje zadania i stanowisko pracy i potrafi działać perspektywicznie. Kobieta w domu robi to na co dzień, a powtarzanie codziennych czynności uczy ją mistrzostwa. I co lepsze – musi podobnie sprawnie działać w pracy, inaczej nie zdąży w domu ugotować obiadu czy odebrać dzieci.

Różnica między pracownikiem-mężczyzną, a pracownikiem-kobietą polega na tym, że ona nie ma żony, która zajmie się zakupami, sprzątaniem, przypilnowaniem dzieci itd. Domowe obowiązki powodują, że kobieta nie może zostać dłużej w pracy, nie przyjdzie w weekend, by nadrobić zaległości, nie poświęci wieczoru, bo tego czasu zwyczajnie nie ma. Zostaje jej jedynie lepsza organizacja pracy, asertywność i jasne określenie co jest najważniejsze, by wykonać pracę w wyznaczonym czasie, by wykazać, że jest dobrym pracownikiem i wykonuje porównywalną pracę do innych członków zespołu, mimo że nie zostaje po godzinach.

Kobiecie w radzeniu sobie z licznymi obowiązkami przychodzi z pomocą stereotypowe wychowanie. Kobieta praktycznie uczy się tego od dziecka. Tak jak chłopcy chodzi do szkoły, ale powinna mieć lepsze oceny niż oni. Tak jak chłopcy pomaga rodzicom, ale zadań do zrobienia w domu nadal jest mnóstwo, a typowo „męskie” prace praktycznie zanikają, przynajmniej w blokach. I jeszcze wymaga się od niej by miała czyściej w pokoju, umiała zadbać o siebie, o włosy, skórę, umieć się ładnie zachowywać itp. By sprostać tym wszystkim wymaganiom od dziecka uczy się radzić sobie z licznymi obowiązkami mając tak samo 24-godzinną dobę jak chłopcy.

Duża liczba spraw "na głowie" kobiety może być jej wielkim atutem. By go jednak wykorzystać sama musi zdawać sobie z tego sprawę i uświadomić innym członkom rodziny jak wiele jest prac domowych. Najlepiej to osiągnąć włączając w nie całą rodzinę. Gdy dzieciaki dorastają można na nich przerzucać stopniowo  niektóre zajęcia. To nic, że mają szkołę. Ona ma przecież pracę. To nic, że mają prace domowe – przecież nie będą robić wszystkiego od razu. W przyszłości i tak będą musiały się tego nauczyć, a obowiązków w szkole i pracy domowej będzie z czasem przybywać. A jak synowie nauczą się pomocy w domu to w przyszłości docenią wkład innych kobiet i w domu i w pracy. A kobieta w CV może wpisać doświadczenie w delegowaniu zadań :)

Kiedyś uczyłam się angielskiego z native speekerem, który po przeprowadzce do Polski musiał sam zająć się domem. Przy jednej z rozmów powiedział, że z każdym dniem nabiera większego szacunku do kobiet. Szczególnie matek. Bo on, będąc dopiero sam, zauważył, że jak nie upierze w odpowiednim czasie skarpetek to następnego dnia nie będzie miał ich czystych, że jak nie zrobi po południu zakupów, to wieczorem lodówka jest pusta, że jak czegoś nie załatwi, nie kupi to tego nie ma. A matki nie tylko dbają o, jak potem upraszczaliśmy, „swoje skarpetki", ale także skarpetki męża i dzieci. Dopiero gdy zamieszkał sam zauważył jak wiele prac wykonywała jego mama. Czy będąc przełożonym zdawałby sobie sprawę jak wiele obowiązków mają podwładne, które mają dzieci? Do czasu samotnego zamieszkania wątpię.

Nie twierdzę, że wszystkie kobiety z definicji rewelacyjnie radzą sobie w domu. Ale wiele z nich ma to doświadczenie i można z niego skorzystać. Jest takie powiedzenie: każdy kij ma dwa końce. Domowe obowiązki kobiet mogą być przeszkodą, ale też wielkim atutem. Tylko czy wszyscy szefowie zdają sobie z tego sprawę?