Końcówka ostatniego wpisu utknęła mi w głowie. Czaiła się, kryła,
wiła
się po kątach umysłu. I wreszcie ją dorwałam.
Klienci są różni. Wcale nie idealni. Jedni uśmiechają się od progu, inni pięknie potrafią oddać uśmiech, a niektórzy zapomnieli już jak
to robić. Potrafią być drobiazgowi, obrażalscy, złościć się o dzień spóźnienia.
A my? Jak ich traktujemy? Najczęściej tych najcięższych unikamy, albo staramy się nie doprowadzać
do zbyt silnych emocji. A gdyby tak robić odwrotnie? A gdyby tak polubić
negatywne strony klienta? Potraktować ich na przykład jak sędziów?
Klient, któremu zależy na szczegółach, może być świetnym nauczycielem
naszej dokładności. A inny niech uczy nas pilnowania terminów. Są też
tacy, którzy zwracają uwagę na ubiór, sposób przygotowania materiałów. To świetni
kandydaci na trenera jakości.
I wcale nie musimy tego robić po cichu. Poproszenie ich o udział może być sposobem na pogłębienie relacji, na podkreślenie ich wartości,
ale też sposobem na pokazanie, że widzimy nasze braki i chcemy je
zmienić.